Kasia - poetka, pacjentka, Wolontariuszka
16 stycznia 2020 roku to bardzo ważna data. Pierwszy raz w historii naszej Fundacji Wolontariuszką została pacjentka z Oddziału Klinicznego Przeszczepiania Szpiku Kliniki Pediatrii, Onkologii i Hematologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Porozumienie wolontariackie zostało podpisane w Kuchni Ronalda McDonalda na tym oddziale, a nie jak zazwyczaj w naszym biurze. Kasiu, witaj w gronie naszych Wolontariuszy!
Nazywam się Kasia Jaroszewska i mam 17 lat, za 5 miesięcy skończę 18. Pochodzę z Kujaw, a mieszkam w Ludwinowie - moim miejscu na Ziemi, niedaleko Włocławka. Moim idolem jest Kamil Bednarek, kibicuję polskim siatkarzom, kocham zwierzęta, a szczególnie kotki. Piszę wiersze.
Uzdrowiciel
Poza jednym krótkim słowem
- nie mam nic...
Między niewielkim wzgórzem a górą prawd
- trzymam swój świt...
Wokół myśli wyszarpanych siłą
- widzę blask nadziei...
Obok portretu z twarzą nieznaną
- budzę wyobraźnię...
Gdzieś za czasem straconym
- chowam zło...
Nad życiem wskrzeszonym
- zataczam krąg...
Wśród pytań i odpowiedzi
- znajduję swoje miejsce na ziemi...
Tam, gdzie ptak siedzi cicho
- buduję nowy dom...
W świecie znużonym snem
- nie milknę...
Tam, gdzie noc przeplata się z dniem
- żyję...
Gdy zapytasz mnie: „Co się teraz z Tobą dzieje?”,
odpowiem: „Tak wygląda moje uzdrowienie...”
__________________________________________
2021-01-10
Więcej wierszy Kasi
Historia Kasi
Moja przygoda z wierszami rozpoczęła się trzy lata temu po przebytej chorobie. Miałam wtedy podejrzenie anoreksji (anoreksja atypowa). Nieraz byłam posądzana o to, czego tak naprawdę nie robiłam. W jednym ze szpitali przeszłam szkołę życia. Nie załamałam się jednak. Wiele osób powtarzało, iż może to się ciągnąć latami, a ja wyrobiłam się w pół roku. Miałam w sobie determinację i udało mi się udowodnić przede wszystkim sobie, że nie kłamię i zawalczę o swoje zdrowie do końca. Dzięki wydarzeniom z tamtego czasu, nauczyłam się doceniać życie. Pisanie wierszy stało się dla mnie terapią. Zaczęłam przelewać na papier swoje myśli, uczucia, doznania, mówić o tym, jak postrzegam świat, życie, człowieka. Od tamtego czasu wiele się zmieniło w moim toku myślenia…
Wszystko zaczęło się w listopadzie 2018 r. Wtedy podczas lekcji wf-u zaczęłam odczuwać pierwsze bóle. Razem z rodzicami chodziliśmy od lekarza do lekarza, ale większość twierdziła, że jestem zdrowa. Wielu z nich sądziło, iż są to tylko nerwobóle i niedługo mi przejdzie. Nie przechodziło… Z każdym dniem bolało coraz gorzej. Czułam ból w okolicach karku, pod łopatkami, ale z tego wszystkiego najgorsze było odczucie, jakby ktoś wyrywał mi ręce. Nie mogłam spać, leki przeciwbólowe nie pomagały. Czasami bałam się kolejnego poranka, bo wiedziałam, że znów będzie bolało.
Mój stan pogorszył się po zaliczeniu resuscytacji krążeniowo - oddechowej na EDB. Podczas wykonywania uciśnięć klatki piersiowej czułam, jak coś przepływa mi przez plecy, od odcinka piersiowego na skos. Ledwo mogłam założyć plecak. 10 stycznia 2019 r. pierwszy raz pojechaliśmy do szpitala. Tam też miałam tomografię, ale na opis trzeba było czekać kilka dni. Chirurg dziecięcy spojrzał więc tylko swoim wzrokiem na zdjęcie w komputerze i stwierdził, że wszystko jest w porządku.
21 stycznia poszliśmy do fizjoterapeuty. Po masażu pleców było gorzej. 22 stycznia nastąpił punkt kulminacyjny. Czułam straszny ból połączony z kłuciem w odcinku piersiowym, a do tego rwanie rąk. Następnego dnia pojechaliśmy kolejny raz do szpitala. Ostatecznie lekarz przyjął nas na oddział chirurgii dziecięcej, abym krócej musiała czekać na rezonans magnetyczny kręgosłupa (na tomografii wykonanej 10 stycznia były widoczne rozrzedzenia kostne i napisane zalecenie wykonania rezonansu magnetycznego). Dzień później miałam badanie, a kolejnego dnia następne. Okazało się, że to co mam w sobie jest poważniejsze niż wszyscy myśleli. 30 stycznia znaleźliśmy się na oddziale neurochirurgii w CZD w Warszawie. Tam też choroba zaczęła się pogłębiać. Kolejnego dnia zaczęłam tracić czucie w nogach. 31 stycznia, w porę odbarczono mi odcinek szyjny kręgosłupa i pobrano do badania wycinek masy, która oblewała krąg C7 i powodowała największy ucisk na nerwy. Dziś czuję tylko lekkie mrowienie w dwóch palcach lewej dłoni.
7 lutego usłyszeliśmy diagnozę – nowotwór złośliwy kości i chrząstki stawowej – kości kręgosłupa (Ewing sarcoma). Pamiętam, iż jedne ze słów, które powiedziałam do siostry po usłyszeniu diagnozy to: ”Nie płacz, bo to znaczy, że tracisz nadzieję.” 8 lutego znaleźliśmy się na oddziale onkologii w CZD w Warszawie. Dzień później założono mi vascuport. W niedzielę 10 lutego przyjęłam pierwszą dawkę chemii. Początki były trudne pod względem psychicznym i fizycznym. Przed ok. dwa miesiące nie mogłam wstawać, ze względu na złamania kompresyjne kręgów, które już nastąpiły i nadal mi groziły.
Po pewnym czasie zaczęłam nosić gorset Jewetta. Przeszłam przez 6 ciężkich cykli chemioterapii, 8 cykli uzupełniających, radioterapię, megachemię i autoprzeszczep szpiku, ale też szereg badań. W leczeniu wszystko szło pomyślnie. Pomagało mi w tym pisanie wierszy, które od momentu rozpoczęcia leczenia do jego zakończenia zaczęły zmieniać swój charakter. Gdyby nie one, nie dałabym sobie z niczym rady. Wiersze są dla mnie czymś więcej niż tylko słowami, one są po prostu mną. Kartka nie jest tylko kawałkiem papieru, ale moim przyjacielem.
Rok 2019 wiele mnie nauczył, odbierając. Nie winię go za to, co w moim życiu się wydarzyło i nie chcę o tym zapominać. Stałam się jeszcze silniejsza. Ból mnie zahartował. Wiem, jak wielką wartość ma życie i jak bardzo jest kruche. Nie chcę go zmarnować, ale doceniać, kochać i szanować, żyć w zgodzie ze sobą oraz światem. Ludzie, których spotkałam na mojej drodze to ZIEMSCY ANIOŁOWIE. Nie ma nic cenniejszego niż serce drugiego człowieka, które emanuje dobrem pod wszelkimi postaciami. To między innymi oni stali się źródłem mojej radości… Radości, dzięki której zawsze będę mogła czuć się wygrana… Dziecięcej radości, która również pozwoliła mi to wszystko przetrwać.

Nic nie dzieje się bez przyczyny, jestem tego pewna… Dla mnie nie ma przypadków…. Przez ten czas nauczyłam się, czym jest wiara, nadzieja i miłość, jak ważne są relacje międzyludzkie, nasze wnętrze i łapanie każdej z chwil. Cieszę się życiem mimo wszystko i będę cieszyć, bo inaczej za dużo bym straciła. Czuję wewnętrzną potrzebę pomocy innym, którzy mogą znaleźć się w podobnej sytuacji. Mam nadzieję, że moje wiersze w pewnym stopniu pomogą im przetrwać te trudne chwile i pozwolą spojrzeć na tą dobrą stronę życia, nie poddając się bez walki.